Take it back! - DLC "Omega" - Recenzja dodatku do "Mass Effect 3"



Kiedy został wydany „Mass Effect 3” przyszła kolej na DLC. „Omega”, bo taki nosi tytuł, budzi spore kontrowersje. W podstawowej wersji gry Aria wspomina Shepard, że tytułowa Omega została opanowana przez Cerberusa. Fani zaczęli się domagać możliwości odbicia stacji z rąk tejże organizacji, a BioWare wyszło naprzeciw ich oczekiwaniom. Obiecywało nam świetne lokacje, ciekawe i różnorodne misje dodatkowe, bardzo interesującą dodatkową postać i, co najważniejsze, około czterech godzin świetnej zabawy. Jak z tym jest naprawdę? Czy BioWare zdołało spełnić oczekiwania fanów? 

Zmarnowany potencjał

Na poziomie fabularnym dodatek stoi na nie najgorszym poziomie, aczkolwiek za dobrze też nie jest. Aria, w zamian za pomoc w wojnie z Żniwiarzami, domaga się pomocy w odbiciu jej ukochanej Omegi i, jeśli jest taka możliwość, zabicia Olega Petrovsky’ego, winnego zajęcia stacji. Komandor Shepard oczywiście jej pomoże, ale… musi zostawić swoich towarzyszy na Normandii. Wytłumaczenie tej decyzji jest nieco absurdalne. Aria ufa Shepard, ale nie jej towarzyszom, którzy są gotowi nawet zginąć dla niej. Tak więc, nasza komandor musi sobie radzić sama, z Arią i w późniejszym czasie z nową towarzyszką, turianką Nyreen Kandros. BioWare do tematu załogi podeszło dosyć lekceważąco. Brak możliwości wykorzystania znanych z podstawki towarzyszy to brak kosztów związanych z nagrywaniem kolejnych kwestii dialogowych dla całej grupy na potrzeby tego, i tak niewielkiego dodatku. W zamian dostajemy zupełnie nową postać. Wiele osób mówi, że jest ona nieco bezbarwna, ale ja ją polubiłam, mimo wszystko. Jak dla mnie, jest całkiem niezła, niestety było jej po prostu za mało by czegoś więcej się o niej dowiedzieć i lepiej poznać. Dodatkowo, rozwiązanie jej wątku było całkowicie bezsensowne.


Na szczęście, pocieszyć możemy się bardzo dobrym voice actingiem. Carrie Ann Moss, która odgrywa rolę Arii w obu częściach gry, wykonała świetną robotę, jak zawsze, a rola generała Petrovsky’ego stoi na naprawdę wysokim poziomie. O turiance też nie można powiedzieć nic złego, tu także robota jest niezła.
Niestety cały dodatek zawiera zaledwie odrobinę fabuły i ubogą ilość dialogów. Całość to głównie walka i jeszcze raz walka. Tylko chodzimy i zabijamy całe oddziały Cerberusa, w tym ich nowe siły, mechy z omni-ostrzem oraz nowe monstra Żniwiarzy. A my zaś mamy do użytku nowe moce naszych towarzyszek, które są całkiem niezłe, szczególnie Rozbłysk Arii. Ta moc jest po prostu świetna, dosłownie miażdży wrogów, ale niestety też długo się ładuje.

Misje poboczne to też nic specjalnego, jest ich trzy i głównie polegają na tym, aby coś przynieść, odhakować czy znaleźć. Nie są ani ciekawe, ani nie wnoszą nic nowego do rozgrywki i nie mają jakiekolwiek wpływu na fabułę. Jedynie co możemy dostać za wypełnienie ich wszystkich, to osiągnięcie.


Wszystkie drogi prowadza… na Omegę?

Jeśli chodzi o lokacje, tu twórcy się bardziej postarali. Kilka miejsc możemy rozpoznać z drugiej części gry, ale większość jest zupełnie nowych. Co prawda, akcja całego dodatku dzieje się na Omedze i nigdzie indziej, ale lokalizacje są różnorodne, nie miałam uczucia powtarzalności czy schematu. Wszędzie jest zachowana ta specyficzna atmosfera stacji, i to się chwali. Ale tak poza tym nie ma czym się zachwycać. Niemal wszystko już było, tylko po prostu jest w nowym opakowaniu.

Shepard w pogoni za absurdem

A jak jest z długością owego dodatku? A więc rzecz ma się tak… W najlepszym razie dostajemy maksymalnie dwie i pół godziny rozgrywki, na najwyższych poziomach trudności może trochę więcej, w czym niemal całość to sama walka, jak już wspominałam wyżej. A co z wpływem na podstawkę? Dodatek jest niemal całkowicie oderwany fabularnie od niej, właściwie nie wprowadza niczego nowego. Aria, po odzyskaniu Omegi, wraca na Cytadelę, bo stwierdza, że stamtąd jej lepiej kierować stacją… Absurd. Tak więc, możemy najwyżej zyskać dodatkowe godziny gry i nowe siły zbrojne, ale nic poza tym. Dodatkowo „Omega” zawiera kilka bugów takich jak znikanie, nagłe przemieszczanie się postaci, czy odwrót głowy o 180 stopni. Sprawia to, że przemowa, którą wygłasza Aria, aby zmotywować swoich ludzi do walki z Cerberusem, brzmi po prostu śmiesznie.

Gorzka prawda

Czy BioWare  w takim razie spełniło nasze oczekiwania? Niestety… nie za bardzo. Wszystko, co obiecywali, w jakiś sposób zrobili, ale na o wiele gorszym poziomie, niż oczekiwano. Ale czy to znaczy, iż nie warto zagrać w „Omegę”? Jeśli pominąć cenę (1200 pkt BW), która jest całkowicie absurdalna i nie adekwatna do poziomu dodatku, oferuje on całkiem niezłą rozrywkę. Jeśli się nastawisz na czystą akcję i zwyczajnie przyjemny sposób spędzenia kilku godzin, jak najbardziej możesz zagrać w ten dodatek bez poczucia zmarnowanego czasu.

Plusy:
- ciekawa nowa postać
- klimat Omegi
- nowi wrogowie

Minusy:
- za mało fabuły
- nieciekawe misje poboczne
- błędy graficzne
- wysoka cena

Ocena:
5/10

Odbijała Omegę z rąk Cerberusa:
~ Alexa

1 komentarz:

  1. Bardzo rzeczowe przedstawienie wad i (nielicznych jak widać) zalet DLC do gry. Trudno mi dyskutować na temat, czy ocena "Omegi" jest słuszna, bo... No właśnie... Nie grałam i raczej nie zagram, skoro fabularnie dodatek jest bez żadnych fajerwerków, a przy tym oferuje absurdalne rozwiązania. Na mojej liście priorytetów wydawania punktów BioWare jest jeszcze klika pilniejszych pozycji ;)

    OdpowiedzUsuń