środa, 10 września 2014

Recenzja Assassin's Creed III


Po lekko wtórnym względem poprzednich części Revelations, marka Assassin's Creed powraca z nowym bohaterem, okresem historycznym i silnikiem. Czy dźganie z ukrycia i wspinanie się po dachach w czasach amerykańskiej wojny o niepodległość jest lepsze od przygód Ezia i jego wiernej grupki asasynów? Wreszcie, czy nowy silnik i mechanika gry przynoszą powiew świeżości nieco skostniałej serii?



Assassin's Creed 3, to podobnie, jak poprzednie odsłony cyklu gra akcji, osadzona jednocześnie w dwóch okresach historycznych, XXI i XVIII wieku. Główny bohater gry, asasyn i jednocześnie barman o imieniu Desmond, korzystając z maszyny zwanej Animusem jest w stanie odczytywać zapisane w kodzie swojego DNA wspomnienia przodków. Wybór tym razem padł na młodego Indianina z plemienia Mohawków, imieniem Rotohanneke:ton, którego w skrócie nazywa się tu Connorem. Desmond, z pomocą przyjaciół znanych z poprzedniej części musi powstrzymać 
nieuchronną zagładę, jaką na ludzkość sprowadzić ma Słońce, a odpowiedzi dotyczące tego, jak to zrobić ukryte są gdzieś we wspomnieniach Connora. Tym razem jednak nasz współczesny bohater nie ograniczy się do długiego przesiadywania w Animusie. Kilka razy samemu ruszając na niebezpieczne misje będzie musiał postarać się w praktyce wykorzystać wszystkie zdobyte dzięki Animusowi umiejętności.
Niestety epicka bitwa z jednego ze zwiastunów wygląda tu
zupełnie inaczej
W grze przez większość czasu kierujemy jednak tym drugim bohaterem, czyli Connorem Kenwayem, który po kilku tragicznych wydarzeniach wyrusza ze swej wioski w poszukiwaniu ukazanego mu przez ducha symbolu Asasynów. Muszę przyznać, że sposób w jaki zawiązano tu fabularne supły mocno mnie zaskoczył. Po pierwszych zwiastunach gry spodziewałem się raczej kolejnego, wyeksploatowanego do granic możliwości motywu zemsty. Ten oczywiście się pojawia, jednak nie jest główną motywacją samego protagonisty, i o ile samo rozwiązanie początkowo wydaje się nieco dziwne, to patrząc na nie w kontekście całej historii ma sporo sensu i jest dobrze uwarunkowane scenariuszem. Sam Connor, dzięki możliwościom nowego silnika wspina się znacznie płynniej, korzystając przy tym z zupełnie nowych zdolności. Pierwszy raz w historii serii możemy poruszać po drzewach, i muszę przyznać, że o ile samo ich rozmieszczenie jest podejrzanie korzystne dla naszego zabójcy, o tyle bardzo urozmaica to wspinaczkę. Connor może wreszcie również chować się w zaroślach, gwizdać , zwracając uwagę wrogów, czy wreszcie ogłuszać przeciwników. Zmianom uległ także system walki, jest nieco bardziej wymagający i płynny, jednak wciąż polega głównie na wciskaniu, tym razem dwóch różnych przycisków odpowiedzialnych za kontry. Wprowadzenie broni palnej również wymusiło kilka istotnych zmian, przez co sama walka daje znacznie więcej satysfakcji. Za te zmiany twórcom należy się olbrzymi plus. Wracając jednak do bohatera, wszyscy fani Ezia, którzy liczyli na postać zbliżoną charakterem do charyzmatycznego włoskiego szlachcica, muszą tu przełknąć gorzką pigułkę. Connor jest niemal zupełnym przeciwieństwem niegdysiejszego mistrza asasynów, a samo poczucie humoru w jego przypadku praktycznie w ogóle nie istnieje. Od początku kurczowo trzyma się on górnolotnych idei, a na
przestrzeni czasu gry, jego naiwność i wiara w czynione przez siebie dobro zostają wystawione na ciężką próbę. Jako główny bohater sprawdza się nieźle, jednak przy dłuższym obcowaniu z grą ma się wrażenie, że jest to postać o nieco ciekawszej historii niż osobowości.
Potyczki morskie bywają na prawdę
escytujące

Tego samego nie możemy zarzucić drugiemu z bohaterów gry, którym kierujemy w początkowych etapach rozgrywki. Haytham, bo tak się nazywa, jest ojcem Connora i jedną z najciekawszych postaci, w jakie dane mi było wcielić się w grze komputerowej. Ciężko jest jednak powiedzieć o nim coś więcej nie zdradzając fabuły, mogę jednak podpisać się obiema rękami pod stwierdzeniem, że gra z nim w roli głównej mogłaby być o wiele lepsza.


Assassin's Creed po raz kolejny świetnie nagina fakty historyczne. Tym razem, wybierając okres ogółowi społeczeństwa znacznie bardziej znany, twórcy zmuszeniu byli jeszcze lepiej uwiarygodnić historię Haythama i Connora w kolonialnej Ameryce. Scenariusz świetnie wykorzystuje ciekawostki i niedopowiedzenia historyczne, przez co od początku do końca raczeni jesteśmy zawartością, która teoretycznie mogłaby zaistnieć na kartach prawdziwej historii. Podchodząc do tej produkcji obawiałem się jednak wybielonego wizerunku młodych Stanów Zjednoczonych i samych ojców założycieli. Nic takiego jednak się nie stało, a Ubisoft udowodnił po raz kolejny, że do swojej pracy podchodzi poważnie, starając się w miarę naturalnie i przede wszystkim wiarygodnie przedstawiać postacie historyczne. A jest ich tu co niemiara; Jerzy Waszyngton, Samuel Adams czy Edward Braddock to tylko niektóre z nich. Bohaterowie nie są jednak czarno-biali, jak często ma to miejsce w przypadku produkcji osadzonych w czasach amerykańskiej wojny o niepodległość i doskonale współgrają z historią opowiadaną na ekranie.

Od strony fabularnej nowy Asasyn spełnia swoją rolę dość dobrze i to nie tylko dzięki wspomnianym wyżej faktom i postaciom historycznym. Opowieść jest długa, sposób jej opowiadania złożony, a zakończenie wątku związanego z Connorem satysfakcjonujące. Niestety, nie można powiedzieć tego samego o współczesnych wątkach Desmonda, które to zostały po raz kolejny potraktowane po macoszemu. Również samo jego zakończenie pozostawia wiele niedosytu i wciska nam naprawdę kiepski,i mocno rozczarowujący finał. Przyznam szczerze, że po zwieńczeniu trylogii spodziewałem się czegoś lepszego. Na szczęście główną rolę gra tutaj Connor, więc kiepski wątek współczesny można jakoś przełknąć skupiając się na wydarzeniach rozgrywanych w Animusie.
Poza wykonywaniem głównych zadań, polegających często na śledzeniu i podsłuchiwaniu ludzi związanych w ten czy inny sposób z Templariuszami, gra oferuje nam masę pobocznych aktywności. Możemy polować na dzikie zwierzęta, mniejsze lub większe, szukać ukrytych tu i ówdzie skarbów, rabować konwoje, rozbudowywać osadę i sprzedawać sporządzone w niej towary. To właśnie ta ostatnia opcja zasługuje tu na więcej uwagi. Wraz z postępem gry stopniowo staną się dostępne nowe misje rekrutacyjne, dzięki którym Connor będzie w stanie namówić różne osoby do zamieszkania w wiosce nieopodal posiadłości Davenporta. Wszystkie misje związane z naszymi osadnikami są interesujące, do tego łączą się w jedną, osobną linie fabularną dla całej wioski. Misje związane z mieszkańcami opłaca się wykonywać, gdyż dają one dostęp do większej ilości materiałów, które możemy w niej wytworzyć, a co za tym idzie, sprzedać wysyłając je do miasta w konwojach morskich i lądowych.
Zima, śnieg po pas i oblodzone drzewa to prawdziwe utrapienia dla asasyna
Podobnie jak w poprzednich częściach, przejmujemy tu kontrolę nad bractwem asasynów, co pozwoli nam szkolić rekrutów i wysyłać ich na misje w całej Ameryce Północnej. Tym razem, jednak twórcy poszli o krok dalej dając naszym zabójcom charakter i powód, dla którego walczą u boku Connora. W każdej większej dzielnicy miejskiej są bowiem ludzie, którzy mają dla nas kilka zadań i gdy już uda nam się je wykonać, to ta zajmowana do tej pory przez templariuszy część miasta zostaje wyzwolona, a nasz zleceniodawca przyłącza się do nas. Takie rozwiązanie naprawdę mi się podoba. Zadania są ciekawe, a charakter naszych zakapturzonych pomocników sprawia, że bardziej się do nich przywiązujemy. Każdy z rekrutów daje nam dostęp do nowej umiejętności, zastępując tym samym znanych z poprzedniczek złodziejów, najemników i kurtyzany. Do odwrócenia uwagi, walk i kradzieży dochodzą jednak zupełnie nowe zdolności, jak na przykład sposób na wtapianie się w otoczeniu strażników, w którym to dwóch asasynów przebranych we wrogie mundury prowadzi związanego Connora przez kolejne posterunki. Niestety, nie wszystko działa tu idealnie. Po pierwsze nasi zabójcy stali się nieśmiertelni i za niewykonanie zadania grozi im co najwyżej kilka dni urlopu spowodowanego jakąś ciężką raną. Nie możemy również w żaden sposób wpływać na wygląd naszych bohaterów, a posiadane przez nich umiejętności i żywotność zwiększają się po prostu, gdy ci awansują na kolejne poziomy.

Kolejną wielką innowacją w grze są świetnie zaprojektowane bitwy morskie. Connor może przejąć ster własnego okrętu o wdzięcznej nazwie Aquila i ruszyć wraz z załogą na podbój Atlantyku. Jeszcze nigdy w żadnej grze komputerowej pływanie statkiem nie było tak przyjemne. Można śmiało powiedzieć, że sama mechanika bitew morskich czyni z Assassin's Creed 3 najlepszy symulator korsarza dostępny na rynku (teraz oczywiście pierwszeństwo ma Black Flag). Szkoda tylko, że okręt to jedynie dodatek, a bitwy rozgrywane są na zamkniętych poziomach. Mimo to, walka na morzu świetnie sprawdza się jako odskocznia od misji rozgrywanych na lądzie.

Aktywności nie brakuje. Gry planszowe
stanowią miłą odskocznie
od reszty rozgrywki
Świat gry, niestety nie w pełni otwarty, składa się z dwóch dużych miast oraz wielkiego pogranicza, w którym roboty zawsze jest co niemiara. Na spornym terytorium znaleźć możemy kilka mniejszych lub większych miasteczek, a olbrzymi jak na standardy serii teren pokryty jest lasami pełnymi różnych charakterystycznych dla tego rejonu zwierząt. Dodatkowo większość lokacji zwiedzać możemy podczas dwóch zupełnie skrajnych pór roku, co sprawia, że zmieniają się one często nie do poznania. Możliwości, jakie oferuje ten ogromny świat, jest tak wiele, że nawet ciężko je wszystkie wymienić, a zaliczenie gry na 100% to zabawa na kilkadziesiąt godzin.

Oczywiście, jak na taką skalę projektu przystało, gra pełna jest niedoróbek i bzdurnych rozwiązań. Mamy tu, dla przykładu, możliwość dostosowania wyglądu naszego bohatera, jednak niezależnie od tego, jak pomalujemy naszą szatę, Connor w cutscenkach zawsze będzie miał na sobie tę w domyślnym kolorze. Misje związane z główną fabułą często wykorzystują kiepski model śledzenia, co po kilku godzinach gry może doprowadzić do frustracji. Podobnie sprawa ma się z zadaniami ochrony konwojów, podczas których musimy gnać na złamanie karku w dowolne miejsce na pograniczu, tylko dlatego że ludzie odpowiedzialni za ochronę naszego dobytku nie potrafią poradzić sobie z kilkoma żołnierzami. Okno wytwarzania i handlu woła o pomstę do nieba; ilość kliknięć potrzebna do wysłania konwoju może przyprawić o ból głowy.

Assassin's Creed 3 jest grą trudną do oceny. Niby jest tu wszystko, co w takiej grze być powinno, jednak od początku do samego końca ma się wrażenie, że wiele rzeczy można było zrobić lepiej. Mimo wszystko, przy tytule bawiłem się całkiem nieźle i mogę go szczerze polecić wszystkim fanom Assassin's Creed, jak i ludziom lubiącym długie i wypchane zawartością produkcje. Mam tylko nadzieję, że Ubisoft nie zrazi się kilkoma słabszymi ocenami i teraz nieco bardziej konsekwentnie rozliczy się z marką dając nam w pełni dopracowany i przede wszystkim równy produkt.

Podsumowanie:

Plusy
+ wypchana zawartością
+ powiew świeżości dla serii
+ świetnie wykorzystuje niedopowiedzenia historyczne
+ nowy silnik daje radę
+ bitwy morskie
+ pory roku
+ rozbudowa osady


Minusy
- wciąż zbyt łatwa
- trochę niewykorzystany potencjał
- Connor zamiast Haythama
- dziwne rozwiązania gameplayowe
- powtarzalne misje główne
- nieco niedopracowany handel i ekonomia

Ocena

8.5/10  

1 komentarz:

  1. Tekst dobry, fajnie się czyta. Jeżeli chodzi o tę część gry to niestety, ale nie przypadła mi zbytnio do gustu. Jednak statki, rewolucje amerykańskie i strzelanie to nie moje klimaty wole starsze części. Przy tej okazji zapraszam do sprawdzenia mojej recenzji z pierwszej odsłony owej gry ;)
    http://stertagier.blogspot.com/2014/09/nic-nie-jest-prawdziwe-wszystko-jest.html

    OdpowiedzUsuń